Zakazany owoc ---> kochanka ---> dziewczyna ---> narzeczona ---> żona.... ---> ciężarna żona
Rok temu bawiliśmy się razem caaaałą noc. Oboje pracownicy tej samej firmy... W tym roku, pomimo tego, że ja nadal jestem pracownikiem, to już jestem ŻONĄ... W dodatku ciężarną... Ani wypić, ani zatańczyć, ani wyjść na fajkę, bo to się przecież przeziębi, bo fajka - wiadomo na dworze.
- Idę na chwilę...- Tak...Na chwilę, wiem...
Tak, poczułam się jak żona...Taka, którą zostawia się w domu, bo przecież zepsuje zabawę, a zresztą lepiej się bawi z "zakazanym owocem", ahhhh, ten dreszczyk emocji, gdy jeszcze nie byliśmy nawet razem, nawet nie przypuszczaliśmy, że coś może być więcej...
Czy moje obawy, że nadchodzi "koniec wszytskiego" są aż tak bezpodstawne? Wyrzeczenia... ból... siedzenie w domu...niemożność wychodzenia do klubów, bo papierosy...wiecznie złe samopoczucie...
Nic dziwnego, że moja obecność może odstraszać...i lepsze jest towarzystwo kogoś innego....
W tej chwili mi nie wolno nic...nawet tabletki przeciwbólowej.... Gdy zatańczyliśmy (RAZ) kręciło mi się w głowie. Zapach papierosów mnie odrzuca, maleńka ilość alkoholu doprowadza do bólu żołądka, a zostawienie mnie samej z obcymi ludźmi doprowadza do szału... Ale przecież impreza integracyjna... Lepiej, gdyby mnie tam nie było... Wszyscy patrzą na mnie z litością i z takim dziwnym uśmieszkiem.... I pytają tylko o ciążę...
Przepraszam Cię jeszcze raz, ale musisz mnie zrozumieć. Bo to nie jest dla mnie łatwe, a najgorsze własnie chwile, gdy czuję się odtrącona... odtrącona z powodu mojego stanu. Wiem, że Ty tak tego nie widzisz, ale ja to tak odczuwam... Wiem, że to wszytsko było nieświadome. Baby to takie głupie, że wszystko analizują od środka... No, ale tak juz jest.
Ale wiem, że jestem dla Ciebie najważniejsza i to się liczy.
poniedziałek, 7 grudnia 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz