niedziela, 8 sierpnia 2010

poniedziałek, 10 maja 2010

24. Waga w górę!

No i dziś osiągnięty próg 2kg! A nawet lepiej. Jagódka waży 2010g. Pani doktor powiedziała, że bardzo możliwe, że jutro albo pojutrze pójdziemy do domu. Wolę się nie nastawiać na tak szybki termin, żeby się nie rozczarować... Ale to bardzo trudne.

niedziela, 9 maja 2010

23. Już razem. Jeszcze w szpitalu, ale razem.

Dostałam ją do pokoju dwa dni temu,w piątek. Ważyła 1890:) Dziś waży już 1970, więc brakuje jej tylko 30 g do 2 kg. Zostaniemy tu jeszcze z tydzień.
A tak poza tym to niezłe jaja się tu dzieją. Cały czas nie byłam pewna, czy podają małej mój pokarm. Ale pokazało się (chyba oficjalnie), że mój pokarm nie był podawany, bo brałam antybiotyki. To było w piątek. A wczoraj się okazało, że nie był podawany dlatego, że był w nim jakiś paciorkowiec! I ja, i Artek widzieliśmy, jak pani pielęgniarka podgrzewała buteleczkę, którą ja przyniosłam, więc na bank był podawany. A jeżeli nie, to po jaką cholerę zanosiłam kilka razy dzień ten pokarm???Dziś jest juz pani ordynator. No i okazało się, że mam karmić, bo "doktory nie powiedziały, że w mleku matki są przeciwciała"? Po prostu cyrk...

czwartek, 6 maja 2010

22. Kolejny mały kroczek




Jagunia jest poddana rehabilitacji. Od wczoraj przychodzi pani, która uczy ją, jak jeść. Wkłada palec w gumowej rękawiczce do buzi Malutkiej i masuje jej (stymuluje) policzki, język, podniebienie. Mi też pokazała "ćwiczenia", które ja mam robić - czyli masowanie pomiędzy noskiem a ustami i bródki. No i są efekty! Po dwóch razach! Jagoda więcej je, już mocniej usteczkami obejmuje smoczek no i mam nadzieje, że coraz bardziej zacznie przybierać na wadze.
No i kolejna niespodzianka - gdy przed 17 przyszliśmy z Artkiem na karmienie - okazało się, że Jagódka już leży w łóżeczku - została wyjęta z inkubatora! Po prostu cudownie.Czekałam na to bardzo długo. Teraz kwestia dwóch dni, przynajmniej tak mówią...

środa, 5 maja 2010

21. 8 miesiąc ciąży


Tak wygląda Siara w 8. miesiącu ciąży

20. W szpitalu







Jagódka od dwóch prawie tygodni (jutro będzie miała 14 dni) mieszka w inkubatorze. Od przedwczoraj jest już na stanowisku do resuscytacji, a nie w inkubatorze zamkniętym. Odwiedzam ją tyle razy, ile wydaje mi się, że trzeba. Nie wiem, czy za dużo, czy za mało,nie wiem, co te kobity tam na dole o mnie myslą, mam to gdzieś. Nie czuję potrzeby, żeby siedzieć tam cały dzień. Najpierw ciężko mi było patrzeć na nią, jak leży w tym zamkniętym pudełku, a teraz jest ciężko, bo prawie cały czas trzeba stać, bo stanowisko jest dość wysoko;) Ale okazuje się, że jestem mamą zaangażowaną. Tak mi powiedziała jedna młoda pani doktor. To chyba znaczy, że inne mamy przychodzą rzadziej ode mnie. Dziś dowiedziałam się, że może już dzisiaj będę ją miała u siebie, a jak nie dziś, to jutro, mam się nie nastawiać. Ja się nastawiam na piątek - tak, jak wczoraj usłyszałam od innej pani doktor. Czas dziwnie tu płynie. Niby wolno, ale z drugiej strony nie wiem, kiedy te 2,5 tygodnia zleciało. na poczatku było najgorzej - na patologii i pierwsze dni na położnictwie. Na patologii to po prostu się bałam, a po porodzie - burza hormonów - płakałam jak tylko zobaczyłam Artka. A gdy się dowiedziałam, że to pieprzone CRP mi znowu rośnie - załamałam się, dosłownie... Myślałam, że możliwe, że dziecko straci matkę...i w ogóle...masakra. A było już dość wysokie - 68 przy normie do 5... No, ale wczorajszy wynik potwierdził tendencję spadkową, więc odetchnęłam. Jagunia ważyła wczoraj 1790g. Waga 1800 jest dla niej przepustka do przyjścia do mnie, ale pod warunkiem, że będzie utrzymywać ciepło. Najpierw spadła do chyba coś około 1580...już nie pamiętam. Jej waga wahała się na początku. Ale od kilku dni już przybiera... 1700, potem 1720, 1740, 1750, 1770, a wczoraj 1790... Oby tak dalej. Od dziś poddana jest też rehabilitacji - Malutka zapomniała, jak się je! Na początku za bardzo była pochwalona, sądzono nawet, że ciąża może źle wyliczona,bo Jagoda jest nad wyraz dobrze rozwinięta. Już na drugi dzień miała odruch ssania, co jest ponoć ewenementem u tak małych dzieci. Oby dziś dobiła do 1800... Dobrze, że ten szpital jest w Ustce... Artek, mama i tata mogą być u mnie codziennie. I całe szczęście. Nie wiem,co by było, gdybyśmy jednak pojechali wcześniej w tę naszą wymarzoną podróż i cała ta sytuacja miałaby miejsce w jakimś szpitalu gdzieś tam w Polsce.........

19. A dziś opowiem wam bajeczkę, bajka będzie dłuuuuuga..






Najpierw lekkie skurcze, potem coraz mocniejsze. Szybko, szybko do szpitala. W izbie przyjęć okazuje się, że rozwarcie już na 6 cm! Więc szybko na porodówkę. Tam - pół godziny i zaczyna się parcie. Po kilku chwilach na świecie pojawia się cudny, wrzeszczący dzidziuś. Położony na piersi mamy powoli zaczyna ssać mleko z jej piersi. Szczęśliwy, wzruszony tatuś przecina pępowinę. Emocje, wzruszenie,radość... Potem jadą całą trójką do swojego pokoju, w którym mama uczy się przez dni, jak być mamą. Po tym czasie jadą szczęśliwi do domu, gdzie cała rodzina, babcia,dziadek, wujek,ciocia, kuzyn, niecierpliwie czeka na powrót już nie dwójki domowników, ale trójki.
Tak powinno to wyglądać...
U nas było zupełnie inaczej.
Niedziela, 18 kwietnia. Rano, hmm, tzn ok. 11.30, zadzwonił Artek, ja jeszcze spałam. Pogadaliśmy chwilę, bo jechał własnie po drzewka do szkółki leśnej. Drzewka będą rosły na działce.
Odłożyłam telefon i poczułam, jak odchodzą mi wody... To znaczy wtedy jeszcze nie byłam pewna, ale przeczuwałam najgorsze... Wody w 31 tygodniu ciąży... Rodzice mnie zawieźli do szpitala. Przerażeni.
No i okazało się - pęknięcie pęcherza płodowego. Zostaję w szpitalu.... Szok, strach,stres, po prostu rozpacz. Kroplówka na podtrzymanie ciąży - 24 godziny. Potem decyzja - odłączenie kroplówki - jest zakażenie, najpewniej wewnątrzmaciczne. Nie muszę opisywać chyba, jak bardzo się bałam... Ciągle ktg, badania, pobieranie krwi. Jeden wenflon,drugi, trzeci. Wczoraj wyjęto mi chyba siódmy.
Okazało się, że rośnie mi CRP. Cholera wie, co to takiego. Do dziś za bardzo nie kumam. Ale jak rośnie, to źle, jak spada - dobrze, oczywiście. Mi rosło...I to szybko.
W czwartek, 22 kwietnia, ordynator szpitala podjął decyzję, wraz z ordynatorem neonatologii, że trzeba wywołać poród, ze względu na zagrożenie zdrowia i życia Jagódki... Tu znowu powstrzymam się od opisywania moich emocji, bo tego po prostu nie jestem w stanie wyartykułować...
Artek zadzwonił, jak byłam już na porodówce. Ja wcześniej nie byłam w stanie dzwonić, bo wiedziałam, że on usłyszy tylko mój płacz w słuchawce... Zaraz przyjechał.
Od 9 rano, do 16 oksytocyna nie działała... Coś tam czułam, ale to było lekkie mrowienie w kręgosłupie, nic więcej. Po 16 zaczęło się. MASAKRA.
Artek był przy mnie cały czas. Nawet zrobił kilka zdjęć. Widział wszytsko, dosłownie wszytsko, nawet to, jak mnie zszywali.
Na początku, gdy bardzo bolało, nawet kilka razy coś tam pokrzyczałam. Jakaś kurwa chyba tez poleciała. Artek mi mówił, że mam oddychać, tak jak uczyła Amelia,ale ja oczywiście nie słuchałam. Dopiero, gdy przyszła położna i powiedziała, że mam oddychać, to jej posłuchałam:/ Obiecała, że to na pewno pomoże. I faktycznie, było lepiej. Trochę, ale lepiej.
Skurcze zaczęły się robić nie do zniesienia nie wiem nawet kiedy. W duchu prosiłam o cesarkę, bo myślałam,że już nie dam rady, że nie wytrzymam... Gdy zaczęły się te nie do wytrzymania, okazało się, że to już poród. O rany! Szok. Momentalnie pot zaczął oblewać moje ciało. Ze strachu. Zapytałam, czy teraz będzie bardzo boleć. Usłyszałam odpowiedź - Tak. Ale okazało się, że w moim przypadku parcie było zbawieniem. I trwało chyba 5 minut. Po czwartym albo piątym parciu Jagódka wyskoczyła ze mnie, dosłownie. Chociaż już byli przygotowani na kleszcze, bo mała miała pępowinę wokół szyi. Usłyszałam, jak płacze. I juz byłam szczęśliwa. Oddychała sama, dostała 8 punktów!!! Szok!!! Na chwile mi ją pokazali zakutaną w pieluszki i zabrali szybko na dół, do inkubatora. Artek przeżył chwile strachu i zwątpienia, gdy widział, jak masują jej serce, wydawało mu się, że chyba coś jest nie tak. Ale na pewno było dobrze, bo nie dostałaby po pierwszej minucie życia 6 punktów, potem, w trzeciej 7 punktów, no a w piątej - 8. Ja tego nie widziałam, bo szyli mnie w tym momencie.
Kochanie, byłeś dla mnie ogromnym wsparciem, wiedziałeś co robić, jak się zachować, pomimo tego, że ja nic Ci nie mówiłam, bo przecież nie byłam w stanie. Byłeś po prostu WSPANIAŁY. Trzymałeś mnie za rękę, pomagałeś oddychać, nawet parłeś ze mną, co położne też zauważyły:) Nie mogło być po prostu lepiej. Kocham Cię za to, jaki jesteś - odpowiedzialny, dobry, mądry, opiekuńczy, czuły, kochany..... Po prostu mój najdroższy.

piątek, 9 kwietnia 2010

18. Przyjaciele

...to chyba własnie to, czego mi w tej chwili brakuje najbardziej... Nie wiem, jak to się stało, że nie mam prawdziwej przyjaciółki, takiej jak na filmach, na serialach, takiej, z która o wszytskim, o każdej porze, zawsze mogę pogadać, spotkac się, zadzwonić nawet w środku nocy... Ostatnio oglądałam "Nigdy w życiu" - dwie przyjaciółki, obie mieszkające w jednej wsi, tak blisko siebie, że w szlafrokach mogły do siebie biegać... Tylko Ania i Oskar są w tej chwili jakoś zainteresowani mną. W tej chwili większość moich znajomych ma inne zainteresowania, które nijak się mają do mojej ciężarnej sytuacji, ale wiem, jak to jest... W tej chwili aż mi głupio, że los moich koleżanek, które kiedyś były w ciąży mało mnie interesował, ale w sumie nawet nie było ich dużo i nie były bardzo bliskie.
No cóż, wierzę w to, że kiedyś jeszcze będę miała taką bliską sercu osobę. Oprócz mojego kochanego Artka, który jest dla mnie całym światem. Nie. W sumie to całym kosmosem...
Dziś przyjechała Gwell. Gadałyśmy i gadałyśmy. Gardło mnie boli.

Ps. A tak na marginesie - to juz 30 tydzień ciąży!

wtorek, 30 marca 2010

17. Karmienie piersią

Jakiś czas temu, nawet jak już byłam w "przy nadziei", jak to nazwał "pięknie" jeden z moich kumpli, nie mogłam wyobrazić sobie nawet karmienia piersią... Wydawało mi się to totalnie obrzydliwe, ohydne no i takie jakieś dziwne, mało ładne i takie zwierzęce...
A dziś... Jak widzę zdjęcia maluszków przy piersi, to aż miło na sercu się robi...Myślę, że to będzie cudowne przeżycie. A jeszcze, jak się weźmie pod uwagę to, że takie maleństwo jest totalnie bezbronne i że obecność mamy, czy taty daje mu poczucie bezwzględnego bezpieczeństwa, to jeszcze bardziej chce się mu pomóc. A jak inaczej pomóc, niż darząc maleństwo miłością, opiekując się nim i karmiąc?...
Jagódko, czekamy na Ciebie

16. Za czym tęsknię

Chodzi oczywiście o jedzenie....
Ale najpierw o tym, co wolno, a co nie wolno... W sumie to nawet nie wiedziałam, że tylu rzeczy nie wolno jeść w ciąży!
Po pierwsze surowe mięso, czyli tatar, wędzone szynki, kiełbasy, ryby; niemyte owoce i warzywa - wszytsko to może mieć bardzo negatywne skutki - przede wszystkim toxoplazmoza i listerioza. Ja już dwa razy robiłam badanie w kierunku tej choroby, i na szczęście jest git. A mam kota, i to od niedawna. Więc należy po prostu bardzo uważać, ale też bez przegięć.
Nie wolno jeść także serów pleśniowych, chyba lepiej uważać z mozarellą. Poza tym pasztety, wątróbki, no i w ogóle wszelkiego rodzaju podroby i mrożone półprodukty np. z kurczaka i owoce morza. Wiadomo - hamburgery, hot-dogi i inne tego typu "przysmaki", niedogotowane mięso, alkohol, narkotyki, papierosy, seks.. No, może przesadziłam;) Seks jak najbardziej, mama i tata szczęśliwi, to i dzidziuś szczęśliwy:)
Ja najbardziej tęsknię za serami pleśniowymi...Mmmmmm, po prostu masakra... Jak urodzę, to poproszę mężą, żeby mi kupił ze 3 sekrety mnicha, jeden z pieprzem, a dwa białe, żeby czekały na mnie, jak wrócę ze szpitala;) Już nie mogę się doczekać:) No i jeszcze piwo za mną łazi... Wiem, że mogę się czasami napić, ale mam ochotę na dwa redsy na przykład, żeby je wyduldać do dna;)

środa, 24 marca 2010

15. Seks w ciąży

Seks w ciąży to naprawdę super sprawa. Super, pod warunkiem, że kobieta dobrze się czuje, a mężczyzna nie ma jakichś obiekcji, że może uszkodzić dziecko, że to jakoś tak dziwnie itp.
Ja czuję się świetnie, wprost rewelacyjnie. Czuję się piękna, seksowna, zadbana, nie mogłam doczekać się, kiedy będę miała śliczny, okrągły brzuszek. Na seks mam cały czas ochotę. Mogłabym się pewnie kochać kilka razy dziennie :)

Ps. Kochanie, dziś było po prostu bosko:)....

Czego nie mówić kobiecie w ciąży?

Ależ dawno nie pisałam! A czas leci, jaki szalony! Nawet się nie spostrzegłam, jak zaczął się nam III trymestr!
Na ostatnim USG okazało się, że nadal mamy córeczkę, więc myślę, że tak już zostanie. Zresztą my jesteśmy pewni prawie od samego początku tego, że w moim brzuchu zamieszkała Jagoda. Oto jeden z dowodów: http://ruthrakenisov.blogspot.com/2009/11/jarzebina-mi-chodzi-jagodka-po-gowie.html. Wpis z 16 listopada!!!
Ostatnio zanudzałam a propos wózeczków i innych pierdół, więc dziś inaczej - czego nie mówić kobiecie w ciąży, bo będzie miała doła i się załamie? Może najpierw z autopsji. Jakiś czas temu się dowiedziałam, że dlatego nie widać u mnie było długo brzuszka, bo jestem przy tuszy. Milusio, nie?....:< Kurde, gruby chyba widzi, że jest gruby! Nie trza mu tego mówić! A taki milutki jest mój wujek, chrzestny, kurna. Nigdy od nikogo nie słyszałam, że jestem "przy tuszy", tylko od jego rodziny. Masakra.
A kolejny hicior z serii "Czego nie mówić kobiecie w ciąży" - tym razem moja studentka z UUTW - "Pani Ewuniu, no muszę pani powiedzieć, że wygląda pani świetnie. (w domyśle - aż niemożliwe). Bo kiedyś, jak prowadziła pani z nami warsztaty (a było to z 1,5 roku temu), to nie wyglądała pani dobrze. To na pewno był początek ciąży!" Taaaa......
A tu, dla rozluźnienia, ciążowe mity na wesoło:) mam nadzieję, że ten link będzie długo działał:)

środa, 24 lutego 2010

13. Wózeczek:)


Dziś babcia zamówiła wózek! Piękny, wymarzony, śliczny! Klasyczny wygląd z nowoczesnymi udogodnieniami. Troche poczytałam na wózkowych stronach, na forach, popytałam ludzi. i wybraliśmy Maritę firmy Roan. Z czystym sumieniem mogę polecić, przynajmniej na razie, a potem będę jeszcze testować;)
Nasza Jagódka ma już trochę dobytku:) Trochę koszulek, śpioszków, ze dwa pajacyki, wyprawkę, kocyk, rożek i jedne skarpetki, w paseczki:D
mamy też obiecane łóżeczko, więc możemy zainwestować w dobry materacyk - najlepsze są kokosowe-grykowe(gryczane;)

środa, 17 lutego 2010

12. Zakupy, zakupy, zakupy...

Wczoraj zrobiłam listę rzeczy, które są konieczne do kupienia na początek. Wyszło ze dwie strony... Stwierdziłam, że zakupy musimy zacząć już robić systematycznie, bo finansowo to chyba nie wyrobimy...
Byłam wczoraj oglądać wózeczki!!! To chyba najprzyjemniejszy z przyjemnych tematów
. (Czy mi się zdaje, czy można wyczuć zmianę mojego nastawienia do ciąży i do dzieci???)
Wchodzę se do sklepu i mówię pani, że chciałabym się zorientować w sprawie wózków. I że interesuje mnie taki, co to i głęboki, i spacerówka w jednym by było. Na ustach pani pojawił się mały uśmieszek i słyszę - ale teraz wszytskie wózki mają taką opcję. Więc ja mówię, że jeszcze żeby był fotelik samochodowy. No to znowu usmiech i że w sumie to prawie wszystkie tak mają.
No to ja nadal stoję w punkcie wyjścia... A pani na to, że poleca mi coś. A mianowicie wózek polskiej firmy (żabik), bo jest naprawdę tani i ma duże koła pompowane, że ma możliwość przełożenia rączki, że duży kosz itp. Ale to, co mi się najbardziej spodobało to to, że można samemu dobrać sobie tkaninę!!! No i mi się najbardziej spodobała w zielono różowe paseczki... Cudna...Do tego zielone jednolite wykończenie i będzie git. Chociaż pani proponowała oczywiście różowe kwiatki, bo przecież dla dziewczynki.
Nie wspomniałam jeszcze o cenie - cena żabika była prawie dwa razy niższa od wózków zachodnich marek. Na różnych forach juz wyczytałam, że dziewczyny bardzo sobie cenią żabiki. Jest też jeszcze jedna firma, Kadex, którą muszę sprawdzić.
W Słupku są dwie hurtownie, więc będziemy jeszcze szukać. Już się nie mogę doczekać!!!

11. Ruchy

Pierwsze ruchy Jagody poczułam najprawdopodobniej 13 stycznia, o czym juz pisałam. Trudno to stwierdzić, bo każda dziewczyna opoiwiada o innych wrażeniach. Słyszałam już o delikatnym muśnięciu, jakby skrzydłami motyla, przelewaniu się, bulgotaniu itp, a ja poczułam coś, co mogłabym porównać do drgania powieki, czy innego mięśnia. A że powieka też mi drgała w tym czasie, to nie byłam pewna.
Ale pierwszy ruch wyczuwalny przez brzuch ręką - to juz na pewno 11 lutego!! Nawet pokazywałam Mikołajowi, żeby mieć pewnośc, że mi się nie wydaje;)
A teraz to już czuję jak kopie:) Fajne to jest, bardzo fajne... Artek też już czuje. Chociaż to jeszcze na tyle delikatne ruchy, że on nie zawsze może je poczuć pod dłonią. Ale to kwestia kilku dni pewnie;)

10. Jagódka

Mam nadzieje, że za m-c nadal informacje będą te same;)
No, ale od początku. W środę tydzień temu, czyli 10 lutego, Artek nie mógł być, bo pojechał na urlop w Pieniny, więc pojechałyśmy razem z mamą na USG. Bardzo się cieszę, że zaproponowałam to mamie, bo wiem, że było to dla niej ogromne przeżycie - wzruszające i jedyne w swoim rodzaju. największe wrażenie zrobiło na niej chyba bicie serduszka...
No i po kilku minutach badania lekarz zapytał, czy podać płeć... Tyle czasu na to czekałam, że aż krzyknęłam - no pewnie!!! - Dziewczynka! - mówi lekarz. No i co? Łzy mi same zaczęły płynąć... Jestem bardzo szczęśliwa, ale dlatego, że wiem, nareszcie!:) Może i za m-c się okaże, że chłopiec, ale to nic nie zmieni. Tylko tyle, że ciuszki, które Aga dla nas trzyma raczej się nie przydadzą. My z mamą nadal kupujemy neutralne. W ogóle strasznie mnie denerwuje to, że standardowo - dla dziewczynki różowe, czerwono-białe, różowo-białe... Dla chłopców juz jest lepiej, tak mi sie wydaje, bo są różne kolory - od błękitów, po różnego rodzaju zielenie, beże, pomarańcze.
No, ale wracając do badań - zapytałyśmy, tak z ciekawości - czy na USG widać jest wady ortopedyczne, takie jak ma mój bratanek - brak kości piszczelowej, paluszków u rąk... Chciałam tylko usłyszeć tak albo nie. A lekarz zaczął bardzo dokładnie w tym momencie wszytsko sprawdzać. Okazuje się, że widać bardzo dokładnie. Nasza jagódka ma wszytskie paluszki, kości u nóg, u rąk... Lekarz powiedział, żebym mu przypominała, że będziemy sprawdzać za każdym razem. Nie ma to dla mnie znaczenia. Znając juz te wady nie boję się. Boję się innych rzeczy. Ale skoro mamy sprawdzać, sprawdzajmy:) To fajna zabawa.

wtorek, 9 lutego 2010

9. Tak mnie wczoraj rozpuknęło



Wczoraj się obudziłam z bólem brzucha, tzn wszytskiego, co się znajduje pod biustem. Cały dzień miałam z bańki, ledwo mogłam się ruszać. A jak wyszłam spod kołdry i zobaczyłam swój brzuch...byłam w szoku. Bardzo dużo urusł przez jedną noc. Nie wiem, czy to normalne, ale wydaje mi się, że z lekka dziwne. Z tym, że mam wrażenie, że jak sobie pomyślę, np: kurka, nic nie czuję, czy ja na pewno jestem w ciąży, czy wszytsko w porządku? I wtedy zawsze dostaję "odpowiedź" - a to brzuch mnie boli,a to sobie zwymiotuję, heheh:)

Zdjęcia: pierwsze z 4 lutego, drugie z 8 lutego. Może nie widać za bardzo, ale różnica jest spora.

poniedziałek, 1 lutego 2010

8. Ciążowe ciuchy i flaczenie



Wracając do poprzedniego wątku: pewnie usłyszałabym od niejednej mamy, czy nawet taty - tak, ale za to masz niesamowite emocje, przeżycia, których nie jest się w stanie zamienić na coś innego (czasem wolałabym się butelkę piwa napić), bezinteresowną miłość maleństwa(no, jasne, tylko, że to maleństwo rośnie i woła - kasa, kasa, kasa, kasa, a w końcu - jestem w ciąży!). Organizm się zmienia i odczuwasz zmiany, jakich żadne facet nie może odczuć.
Właśnie - tu się zatrzymam - jak na razie to czuję tylko, jak brzuch mi flaczeje, zamiast kulkowacieć, nogi robią się cięższe(kozaków ostatnio nie mogłam dopiąć), przez jakiś rozciąganie macicy nie za bardzo czasami mogę spać... Czuję się taka jakaś nieteges...Wielka, ciężka, i gruuuuuuuuuuba. Czyli czas najwyższy kupić sobie jakieś ciążowe szmatki. To już 20 tydzień!!!
Stwierdziliśmy, że kupimy mi tylko spodnie jedne, bo ja i tak za bardzo nigdzie nie wychodzę, a do kurodomowego przesiadywania mam gustowne dresiki.
Nie potrzeba więcej ciuchów, mam nadzieję, bo przede wszytskim są bardzo drogie, a mam nadzieję, żę tak duże rozmiary nie będą mi długo potrzebne, więc może skończy się na jednej parze. A w swoich czuję już dość spory dyskomfort na brzuchu...
A co do bluzeczek i sweterków, to raczej fajnie będzie nosić na wiosnę takie opinające, a co? To akurat mi się podoba:)

Na zdjęciach Gumiś, gdy miał 13 tygodni. Pierwsze, nasze ulubione:0 Widać, jak ma buzie otwartą. A na tym drugim - normalnie rasowy ufok:)

7. No nie wierzę!

Właśnie przeglądam jakiś artykuł na wirtualnej i co widzę?? :
"
Chociaż w społeczeństwie wciąż funkcjonują na ten temat mity, tak naprawdę każda mama wie, że okres ciąży i wczesnego macierzyństwa nie jest usłany różami. Bywa ciężko, bywa nieprzyjemnie, poziom tolerancji nam opada, jesteśmy wtedy często zmęczone, podenerwowane, rozdrażnione. I przekonane, że nikt nas nie rozumie." (więcej tutaj). Czyli jednak KTOŚ o tym mówi!!
Bo niestety fakty są takie, że wciąż mówi się o macierzyństwie jako o wielkim dobrodziejstwie dla kobiety! Jakoś ciągle potwierdza się to, co mówiłam chyba w którymś z poprzednich postów, że kobietom za bardzo nie wolno mówić o tym, że ciąża i macierzyństwo to niestety wiele, wiele wyrzeczeń i mnóstwo minusów, bo to bardzo jest źle widziane... To tak, jakby już źle mówiła o swoim dziecku...
A przecież to nie o to chodzi. Moim zdaniem o to, że jest jakiś taki żal, że to właśnie kobieta ma na sobie to brzemię, nie zamieni się ze swoim facetem, bo jak? Takie małe jakieś w duchu rozgoryczenie...
Jednak podejmujemy to wyzwanie (bo jakże to inaczej nazwać) i rodzimy! Bo nikt tego za nas nie zrobi.

sobota, 16 stycznia 2010

6. Koooochaaaanieeeee!

Dziś nie będzie o ciąży - ale o tym, jak to nam się mieszka. I o tym, jakiego mam kochanego i świadomego Artka w domu.
A natchnieniem do tego posta był link, który wysłał mi mój małżonek, a mianowicie - ale, co ja będę mówić, tu można przeczytać wpis z bloga pewnej blogowiczki.
No i co? Taaaaa, myślę, żę to dotyczy prawie każdej, żeby nie uogólniać, rodziny.
Gdy to przeczytałam, od razu mówię do Artka, oczywiście cytując jego słowa, czego on się oczywiście spodziewał:
"kochaaaanieeee!! a gdzie jest mój ręcznik? koooochaaaanieeeee! czy my mamy kieliszki? koooochaaaanieeeee! a gdzie jest moja bluza??"
Oboje zaczęliśmy się śmiać:) No tak to jest, że to kobiety wiedza, gdzie co leży, gdzie jest ręcznik, a gdzie karafka z woda. A o mydle, czy o patyczkach do uszu, bo się skończyły, to nie wspomnę.
Słyszałam wiele historii też a propos dzieci - bo to one są głównym motywem tego bloga - tzn tatusiów i dzieci: ubranie dziecka i wyjście z nim na spacer zakrawa o miszyn impasibul - koooochaaaanieeeee! a gdzie trzymamy skarpetki Marysi, Janka, Kasi, Matyldy?
Masakra... Ale co? Walczyć z tym, czy po prostu spokojnie powiedzieć: w szufladzie, Misiu, trzecia od góry, po prawej.
A tu link do piosenki, który dostałam od Sylwii:)
Jestem mamą Natalia Niemen

PS. Wiecie co? Od kilku dni, tzn od środy 13 stycznia, CHYBA czuję ruchy Gumisia! A Artek nieeee!!! Heihiehiehiehiehehie!!!! (to jest szydery śmiech)

środa, 6 stycznia 2010

5. Alkohol to ZŁOOOO!

"Przeczytałem w internecie, że we wczesnej ciąży nawet dwa drinki bardzo szkodzą" - czy coś takiego, napisał Bartek (15l.), gdy usłyszał, że wypiłam w knajpie dwa drinki bezalkoholowe. Pomijając to, że drinki były bezalkoholowe, to zabiło mnie to, że Bartek myślała, że ja, mądra, wykształcona, dyplomowana i życiowa kobitka będę chciała zaszkodzić Gumisiowi!!! Wiem, jesteśmy z mężem trochę zwariowani, przynajmniej według niektórych osób, i dzieci lubimy, ale w potrawce i z czerwoną papryką, ale to przecież nie znaczy, że mogłabym zaszkodzić komuś, kto stanie się najważniejszą osobą w moim życiu...
No, ale tak, czy siak - alkohol to zło. Moje Kochanie ostatnio mi powiedziało, że za dużo piję!!!! Bo we święta to wypiłam w sumie pewnie z jedno piwo i z pół kielicha wina!!! Kalam się sama i biczuję za to!!! tak mi wstyyyyd.....
Oczywiście moje Kochanie może sobie codziennie pić piwko. A nawet dwa. Bo to przecież nic złego. Tylko, k%$%#@&$aa!!!! dlaczego to ja mam się poświęcać???
- Bo jesteś kobietą - podpowiada głos z wewnątrz i gra na nosie...