środa, 5 maja 2010

19. A dziś opowiem wam bajeczkę, bajka będzie dłuuuuuga..






Najpierw lekkie skurcze, potem coraz mocniejsze. Szybko, szybko do szpitala. W izbie przyjęć okazuje się, że rozwarcie już na 6 cm! Więc szybko na porodówkę. Tam - pół godziny i zaczyna się parcie. Po kilku chwilach na świecie pojawia się cudny, wrzeszczący dzidziuś. Położony na piersi mamy powoli zaczyna ssać mleko z jej piersi. Szczęśliwy, wzruszony tatuś przecina pępowinę. Emocje, wzruszenie,radość... Potem jadą całą trójką do swojego pokoju, w którym mama uczy się przez dni, jak być mamą. Po tym czasie jadą szczęśliwi do domu, gdzie cała rodzina, babcia,dziadek, wujek,ciocia, kuzyn, niecierpliwie czeka na powrót już nie dwójki domowników, ale trójki.
Tak powinno to wyglądać...
U nas było zupełnie inaczej.
Niedziela, 18 kwietnia. Rano, hmm, tzn ok. 11.30, zadzwonił Artek, ja jeszcze spałam. Pogadaliśmy chwilę, bo jechał własnie po drzewka do szkółki leśnej. Drzewka będą rosły na działce.
Odłożyłam telefon i poczułam, jak odchodzą mi wody... To znaczy wtedy jeszcze nie byłam pewna, ale przeczuwałam najgorsze... Wody w 31 tygodniu ciąży... Rodzice mnie zawieźli do szpitala. Przerażeni.
No i okazało się - pęknięcie pęcherza płodowego. Zostaję w szpitalu.... Szok, strach,stres, po prostu rozpacz. Kroplówka na podtrzymanie ciąży - 24 godziny. Potem decyzja - odłączenie kroplówki - jest zakażenie, najpewniej wewnątrzmaciczne. Nie muszę opisywać chyba, jak bardzo się bałam... Ciągle ktg, badania, pobieranie krwi. Jeden wenflon,drugi, trzeci. Wczoraj wyjęto mi chyba siódmy.
Okazało się, że rośnie mi CRP. Cholera wie, co to takiego. Do dziś za bardzo nie kumam. Ale jak rośnie, to źle, jak spada - dobrze, oczywiście. Mi rosło...I to szybko.
W czwartek, 22 kwietnia, ordynator szpitala podjął decyzję, wraz z ordynatorem neonatologii, że trzeba wywołać poród, ze względu na zagrożenie zdrowia i życia Jagódki... Tu znowu powstrzymam się od opisywania moich emocji, bo tego po prostu nie jestem w stanie wyartykułować...
Artek zadzwonił, jak byłam już na porodówce. Ja wcześniej nie byłam w stanie dzwonić, bo wiedziałam, że on usłyszy tylko mój płacz w słuchawce... Zaraz przyjechał.
Od 9 rano, do 16 oksytocyna nie działała... Coś tam czułam, ale to było lekkie mrowienie w kręgosłupie, nic więcej. Po 16 zaczęło się. MASAKRA.
Artek był przy mnie cały czas. Nawet zrobił kilka zdjęć. Widział wszytsko, dosłownie wszytsko, nawet to, jak mnie zszywali.
Na początku, gdy bardzo bolało, nawet kilka razy coś tam pokrzyczałam. Jakaś kurwa chyba tez poleciała. Artek mi mówił, że mam oddychać, tak jak uczyła Amelia,ale ja oczywiście nie słuchałam. Dopiero, gdy przyszła położna i powiedziała, że mam oddychać, to jej posłuchałam:/ Obiecała, że to na pewno pomoże. I faktycznie, było lepiej. Trochę, ale lepiej.
Skurcze zaczęły się robić nie do zniesienia nie wiem nawet kiedy. W duchu prosiłam o cesarkę, bo myślałam,że już nie dam rady, że nie wytrzymam... Gdy zaczęły się te nie do wytrzymania, okazało się, że to już poród. O rany! Szok. Momentalnie pot zaczął oblewać moje ciało. Ze strachu. Zapytałam, czy teraz będzie bardzo boleć. Usłyszałam odpowiedź - Tak. Ale okazało się, że w moim przypadku parcie było zbawieniem. I trwało chyba 5 minut. Po czwartym albo piątym parciu Jagódka wyskoczyła ze mnie, dosłownie. Chociaż już byli przygotowani na kleszcze, bo mała miała pępowinę wokół szyi. Usłyszałam, jak płacze. I juz byłam szczęśliwa. Oddychała sama, dostała 8 punktów!!! Szok!!! Na chwile mi ją pokazali zakutaną w pieluszki i zabrali szybko na dół, do inkubatora. Artek przeżył chwile strachu i zwątpienia, gdy widział, jak masują jej serce, wydawało mu się, że chyba coś jest nie tak. Ale na pewno było dobrze, bo nie dostałaby po pierwszej minucie życia 6 punktów, potem, w trzeciej 7 punktów, no a w piątej - 8. Ja tego nie widziałam, bo szyli mnie w tym momencie.
Kochanie, byłeś dla mnie ogromnym wsparciem, wiedziałeś co robić, jak się zachować, pomimo tego, że ja nic Ci nie mówiłam, bo przecież nie byłam w stanie. Byłeś po prostu WSPANIAŁY. Trzymałeś mnie za rękę, pomagałeś oddychać, nawet parłeś ze mną, co położne też zauważyły:) Nie mogło być po prostu lepiej. Kocham Cię za to, jaki jesteś - odpowiedzialny, dobry, mądry, opiekuńczy, czuły, kochany..... Po prostu mój najdroższy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz